środa, 31 lipca 2013

Rozdział 17.

Obudziłam się coś koło 10. Zauważyłam, że mojego chłopaka nie ma już w łóżku. Miałam nadzieję, że po prostu poszedł do łazienki. Znalazłam jakieś ubrania, ale na początku było trzeba przekopać całą masę ciuchów Marco. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół. Dziwne.. Na dole też go nie było. Przestraszyłam się, że coś mogło mu się stać ! Na stole znalazłam kartkę.
'Wybacz kochanie, ale dostałem wezwanie do klubu. Nie wiem kiedy wrócę. Kanapki masz w szafie, a klucze jakby co są w komodzie w sypialni. Kocham cię - Marco '
'Życie piłkarza' -pomyślałam. Szybko znalazłam kanapki, które przygotował blondyn. Muszę przyznać, że głowy do gotowania to on nie ma, ale kanapki robił przepyszne. Zajęta konsumpcją śniadania prawie nie usłyszałam jak dzwonił mój telefon, na szczęście w porę zorientowałam się, że jakaś melodyjka dochodzi z góry. To dzwonił Oliver.
-Halo ?
-Mała słuchaj, można odwiedzić twojego tatę w szpitalu. Jedziemy ?
-Pewnie, daj mi 10 min. Dokończę śniadanie. OK ?
-Pospiesz się.
Nie zwlekałam. Szybko zabrałam potrzebne rzeczy, zabrałam klucze i wyszłam przed dom. Mój kuzyn już czekał. Wsiadłam do auta i odjechaliśmy z piskiem opon.
-Co się tak właściwie tacie stało ?
-Z tęsknoty za jedyną córeczką.
-Ty mi teraz wyrzuty będziesz robił ?
-Mogłaś chociaż powiedzieć gdzie jedziesz !
-Mam 19 lat, nie muszę wam się spowiadać ! Jestem dorosła!
-Dorosła na utrzymaniu Saszy,a teraz ? Jest młody i grozi mu śmierć, bo myślał, że Anastazja wróciła.
-O dziwo , nikt z was nie zadzwonił.
-Bo jak wracałaś namierzyłem twój telefon, ale było już za późno.
-Skończ !
-Prawda boli, nie ?
Dojechaliśmy pokłóceni do szpitala. Zostawiłam im tą kartkę !Jestem pewna w 100% , że ją przeczytali.
Pobiegłam do recepcji. Znowu zobaczyłam tą samą kobietę, co wcześniej. Tajemniczy uśmiech, zakryte tatuaże, czarne włosy. Była piękna, ale też obca i znajoma jednocześnie.
-Gdzie leży Sasza Lorens !?
-Drugie piętro, na ostrym dyżurze.
-Mogę do niego wejść ?
-Niech pani idzie na górę... Tak mi przykro.
-Co ?
-Proszę iść na górę.
Pobiegłam po schodach. Oliver nie mógł mnie dogonić, łzy spływały mi po policzkach. 'Tak mi przykro' czy on.. Nie , to nie możliwe. Tato ! Co ja zrobiłam !? Dobiegłam w kilka chwil. Zobaczyłam lekarza, który wychodzi z gabinetu.
-Przepraszam ?
-Tak , w czym mogę pomóc?
-Sasza Lorens.
-Ah tak, proszę za mną. Kim pani właściwie jest dla niego ?
-Córką, co z nim ?
-Proszę sama niech pani zobaczy.
Przycisnęłam głowę do szyby. Nie wierzyłam własnym oczom. 2 pielęgniarki przy łóżku, odłączona kroplówka i postać zakryta białym prześcieradłem. Okna były zasłonięte, a miny tych pań grobowe. Zaczęłam płakać. Krzyczałam , że to jest nie możliwe, że to musi być jakaś cholerna pomyłka. Usiadłam na środku korytarza, przycisnęłam głowę do kolan i krzyczałam.
-Powiedz , że to jest jak z tobą ! Że on jednak żyje, no powiedz mi to !
-Nadia... Chciałbym.
-Pewnie byś go dobił jakby żył. Przecież on dla ciebie nic nie znaczy !
-Co ty pleciesz teraz ? Wiesz, że on jest bardzo ważny dla mnie ! Znaczy był...
-Kłamiesz ! Byś coś zrobił, żeby do tego nie doszło .
-To ty wyjechałaś, to przez ciebie !
-Teraz to moja wina tak ?
-A czyja niby !? Gdybyś nie wyjechała wszystko byłby ok, ale królewna musiała odpocząć od problemików !
-Co ty wiesz o życiu gnoju ? Doświadczyłeś tego co ja !? Jestem sierotą , nie mam nikogo. Został mi tylko Marco.
-A ja !?
-A ty się udław. Jesteś skończonym skurwysynem !
Nie przestawaliśmy na siebie krzyczeć i obrzucać się winą. W końcu przyszła pielęgniarka nas uspokoić. Widząc w jakim jest stanie zaprowadziła mnie do recepcji. Tam zajęła się mną ta pani.
-Przykro mi. Naprawdę..
-Pani nic nie wie o tym co ja przeszłam. Pani nie wie jak życie może być brutalne.
-Uwierz mi, że wiem.
-Pewnie.
-Nie wierzysz mi ?
-Nie.
Wszedł Oliver. Był cały roztrzęsiony. Dostał tabletki na uspokojenie. Nie mogłam na niego patrzeć, miałam już go serdecznie dosyć. jak on mógł mnie o wszystko obwiniać ?! Do pokoju również wszedł lekarz, ten który zaprowadził mnie do taty.
-Jak się pani czuje ?
-Fatalnie, to moja wina, tata umarł przeze mnie. Co ja najlepszego zrobiłam.
-To pani nie wie ?
-Czego ?
-Kilka dni temu wykryto u pana Lorens'a raka płuc. Nie szło już nic zrobić...
-Tata miał raka !?
-Tak, od 10 lat. Nie wiem jak udało mu się tyle wytrzymać i być w tak dobrej formie. Nie brał żadnych leków , nic. To musiał być cud. Niestety, nauka nie zawsze wszystko pojmuje.
Wyszłam stamtąd. Nie wierzyłam w to co się dzieje. To był jakiś szok. Tata miał raka. 'Nie, nie , nie ! Niech on przeżyje , niech będzie jak z Oliverem, że to spisek jakiś. Proszę !' Błagałam cały czas , żeby wszystko wróciło do normy.  Jednak nic nie wskazywało na to, aby stało się tak, jak prosiłam. Szłam oszołomiona przez park. Nie wiedziałam co robię. Potknęłam się, jednak ktoś szybko podbiegł i mnie złapał.
-Dzięki.
-Nadia, co się z tobą dzieje !? Co ty tu robisz ?
-Mój tata nie żyje.
-Kochanie, tak mi przykro.
-Nikomu nie jest przykro. Wszyscy to bestie bez uczuć. Nikomu nie jest szkoda. Wszyscy się cieszą.
-Nie mów tak ! Nikt się nie cieszy !
-Marco, ty nie wiesz na jakim świecie żyjesz.
-Chodź do domu, uspokoisz się.
-Ja nie chcę wracać do Olivera.
-Będziesz u mnie mieszkać.
Poszliśmy do Marco. Pierwsze co zrobiłam to poszłam spać. Czułam, że blondyn cały czas leży ze mną i mnie obejmuje. Nie wiem, czy usnął czy nie. Wiem, że ze snu wybudził mnie dźwięk sms. To od mojego kuzyna. Nie chciałam sprawdzać jego zawartości, ale coś mnie tknęło, że to bardzo ważne. Otworzyłam.
'Musimy pogadać, mam kolejną tajemnicę do wyjawienia, właściwie to kilka. Wybacz mi.' 
Świetnie, Już myślałam, że to wszystko a okazuje się, że prawie niczego nie wiem. Piłkarz spojrzał na mnie z troskliwą miną.
-Skarbie.. Będzie dobrze.
-Nie wiem, jestem bez taty.. nie wiem nawet czy moja mama rzeczywiście nie żyje. Nie wiem nic, jeszcze ten dupek chce pogadać.
-Nie musisz tam jechać.
-Muszę..
-Jak uważasz. Chodź na basen.
-Przepraszam nie dzisiaj. Muszę się ogarnąć i jechać tam do niego.
-Jechać z tobą ?
-Nie, dam radę. Zamówię taksówkę, nie jestem w stanie prowadzić.
-Zawiozę cię.
-Marco, nie trzeba.
Ubrałam się w sweter w paski i rurki. Był już wieczór, a dzisiaj cały dzień padał deszcz. Transport był na czas. Pojechałam i weszłam niepewnym krokiem do domu.
-Oliver !?
Cisza,
-Oliver !?
-Na górze !
Poszłam. Zobaczyłam tam .. recepcjonistkę ze szpitala !
-Kim pani jest ?
-Nadia, zaraz ci wszystko opowiem, usiądź.
-No to Oliver zaczynaj.
-Kolejne tajemnice. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko ci już powiedzieć. Tak naprawdę nie jestem żadnym twoim kuzynem i nim nigdy nie byłem. Ciocia Manuela żyje. O wszystkim wie. Z resztą.. też była kiedyś w twojego ojca gangu.
-Csii ! Oliver, zobacz kto tu jest.
-Dasz mi dokończyć ?
-Dalej.
-Jestem twoim opiekunem. Byłem nim, odkąd skończyłaś 14 lat, teraz kiedy Sasza nie żyje... Nie wiem co mam dalej robić... No i najważniejsze.. Ta kobieta obok.. ona nie jest ci obca. Znaczy teoretycznie .
-Jak to !?
-To jest twoja.......
-MAMA !?

2 komentarze:

  1. Ja cię kręce! Ale obrót spraw :OO
    Sasza.. przykro mi się zrobiło :C
    Jestem ciekawa co się stanie dalej!
    Czekam na następny rozdział!:3
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :>

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wierzę! :o Wszystko zupełnie inaczej się potoczyło niż myślałam :d No teraz to czekam z niecierpliwością na nastepny i pozdrawiam Marta : * P.S zapraszam do mnie przygoda-reusa-bvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń