Wbiegłam do domu Mitchella jakby mnie ktoś gonił. Usłyszałam krzyki z góry i szybko zorientowałam się, że to Paula nie może dać rady. Poleciały mi łzy po policzkach. Wyobraziłam siebie w tej sytuacji. Za miesiąc bym rodziła, ale nie... Przez tą idiotkę Angelikę straciłam dziecko.. Pobiegłam po schodach do sypialni. Nie patrzyłam czy Mitch jest za mną, czy nie. Najważniejsza była dla mnie przyjaciółka. Siedziała na łóżku i trzymała się za brzuch. Można było dostrzec łzy. Dosłownie sekundę po mnie do pokoju wszedł jej chłopak i wziął ją na ręce. Byłam trochę zdezorientowana, ale pobiegłam za nimi. Wsiedliśmy do auta. Z Paulą siedziałyśmy na tyłach, trzymałam ją za rękę. Czasem patrzyłam na drogę i widziałam, że bramkarz pszczółek nie zwraca uwagi na znaki, czy sygnalizację. Po 10 minutach jazdy byliśmy na miejscu, a za nami nie kto inny, tylko policja. Mitch zabrał moją przyjaciółkę do szpitala, a ja postanowiłam wyjaśnić wszystko z mundurowymi.
-Witam -Powiedział jeden z nich Pani jest właścicielką auta ?
-Nie, właścicielem jest mój przyjaciel -Odpowiedziałam -Rozumiem, że spotykamy się dlatego, że Mitchell złamał przepisy.
-Tak -Zdenerwował się -Nadmierna prędkość, nie zwracana uwaga na znaki, sygnalizację świetlną.
-Przepraszamy, spieszyliśmy się, bo jego dziewczyna zaczęła rodzić. -Tłumaczyłam wszystko - Wszystko powinno odbyć się za miesiąc, ale dostałam telefon, że dzisiaj nadszedł czas. Pewnie są już na porodówce, proszę mu wybaczyć.
-No niestety, jakiś drobniutki mandat będzie trzeba nałożyć -Powiedział wypisując kartkę - Złagodzimy go, z podanych przyczyn.Jak nazywa się pani przyjaciel ?
-Mitchell Langerak.
-Dobrze. -Uśmiechnął się dziwnie policjant - 100 euro starczy w zupełności. -Dał mi kartkę i odszedł wraz z kolegą. Stałam tak przez chwilę zdezorientowana, ale zaraz przypomniało mi się, że Paulina rodzi. Poszłam szybkim krokiem do gmachu szpitala. Skierowana przez lekarkę poszłam pod salę, gdzie miała rodzić moja najlepsza przyjaciółka.
***
Po kilku godzinach w końcu usłyszałam płacz dziecka. Wylałam kilka łez ze szczęścia, cieszyłam się, że moja przyjaciółka jest mamą. Po chwili z sali wyszedł prze szczęśliwy Mitchell. Był cały mokry, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. Mocno go przytuliłam, a on odwzajemnił mój uścisk. Oboje płakaliśmy.
-Gratulacje Mitch . -Powiedziałam szeptem.
-Dziękuję mała. -Odpowiedział mi patrząc w oczy -I wiem, że ty też będziesz mamą. Może nie za miesiąc, ale za jakiś czas ! I nie masz się przejmować, jasne ? Marco będzie tatą, ty mamą.
-Jak to Marco.. ? -Zapytałam.
-Oboje wiemy, że ty jesteś stworzona dla Marco -Powiedział spokojnie -Jestem człowiekiem wierzącym i wiem, ze Bóg przysłał cię tu, abyś była u boku Marco, ale na razie odłóżmy ten temat na bok i cieszmy się dzisiejszym wydarzeniem. Za godzinę będziemy mogli zobaczyć Paulę. Dała radę. Moja dzielna dziewczynka. -W tej samej chwili usłyszeliśmy gwar z końca korytarza. Cały skład pszczółek dosłownie wpadł na nas i każdy gratulował Mitchellowi. Nie zabrakło tam też Marco. Spojrzał smutno na mnie i poszedł dalej. Jego wzrok przenikał mnie wzdłuż i wszerz, jakby mówił "Zabiłaś naszą miłość" . Miałam wrażenie, że widzi moją duszę. Chciałam wykrzyczeć mu, że to wszystko jego wina, ale odpuściłam sobie. Znalazłam w tym całym tłumie mojego narzeczonego i poszłam się do niego przytulić. Pocałował mnie w skroń i zabrał do domu. Po drodze zatrzymał mnie jeszcze lekarz, który wcześniej nie poinformował mnie o wynikach badań.
-Witam panie doktorze -Uśmiechnęłam się ciepło. -Czy coś już wiadomo ?
-Tak, niestety tak. -Rzekł smutno.
-Niestety ? -Załkałam.
-Mogę powiedzieć tyle, że jeżeli będzie chciała mieć pani dzieci, będzie musiała się pani porządnie postarać. Nie jest pani bezpłodna, ale nie wszystko wróciło do normy.
-Dziękuję -Powiedziałam i odeszłam. Miałam przy sobie Roberta, lecz nie spojrzałam na niego nawet przez chwilę. Wzrok mój był ciągle wbity w ziemię. Po przyjeździe do domu poszłam do swojej sypialni i zamknęłam się na klucz. Zaczęłam rozmyślać. Coś we mnie krzyczało, że chcę natychmiast się pobrać z Robertem, ale wiedziałam w głębi siebie, że nie chcę. To wszystko było zbyt skomplikowane, żebym mogła to zrozumieć. Nawet logika mi w tym nie pomagała. Zaczynałam coraz bardziej wierzyć w to, co mówili wszyscy dookoła, że jestem stworzona dla Reusa. Jestem tutaj w Dortmundzie, aby być panią Reus, a nie panią Lewandowską. Mimo tego, widziałam, że nie mogę wybaczyć blondynowi tego co zrobił i poszłam na dół do Lewego.
-Robert -Przytuliłam się do niego bardzo mocno -Chcę jak najszybciej być twoją żoną. Nie chcę czekać nie wiadomo ile, bo mogę się rozmyślić. A tego to chyba oboje nie chcemy.
-Mogę załatwić ślub na sobotę. -Powiedział uradowany.
-Za 2 dni. -Powiedziałam powoli..
-Może być ? -Zapytał tajemniczo.
-Jak najbardziej -Ożywiłam się i poprosiłam aby zawiózł mnie do mojej przyjaciółki. Jak powiedziałam tak się stało. Po 20 minutach siedziałam przy łóżku wymęczonej Pauliny. Była mamą Daniela, chłopiec był śliczny. Jego pierwsze rysy twarzy były uderzające podobne do taty. Nie mogłam się nadziwić jak to możliwe, iż mimo tego, że był wcześniakiem dorastał tak szybko, że bez problemu można go było uznać za normalne urodzone w terminie dziecko.
-Za 2 dni wychodzę za Roberta. -Powiedziałam cicho, aby nie obudzić chłopca -Wyjdziesz do tego czasu ze szpitala, prawda ?
-Myślę, że tak, ale nie podoba mi się ten pomysł -Zdenerwowała się.
-Czemu ? -Zapytałam.
-Nie wiesz co inni dookoła myślą ? -Zakpiła - Wiesz doskonale. Wtedy w szatni każdy wam gratulował, bo Robert jest ich kumplem i nie chcieli, aby było mu smutno. Jedyny Klopp był na tyle mądry, że nie ukrywał , iż jest zniesmaczony tym co wyprawiasz. Wiesz doskonale, że jesteś najbardziej lubiana przez niego i liczył, że wykażesz się odrobiną rozumu. Każdy wie, że ty jesteś tutaj, aby być panią Reus i nie jesteś wyjątkiem. Jesteś tego świadoma tak samo jak inni. Teraz powiesz, że mówię tak jak każdy inny, ale zgadzam się z ludźmi. Nie chcę, abyś zniszczyła sobie życie. Zastanów się nad tym, bo obie wiemy, iż potem nie zerwiesz tego związku. Nie powiesz pierwsza, że chcesz rozwodu. Chcesz zniszczyć sobie życie ?
-Nie.. -Szepnęłam.
-Też tak myślę. -Uspokoiła się.
-Marco już o tym wie, nie wybaczy mi. -Ucięłam.
-Wybaczysz mu drugą zdradę, a on nie ma wybaczyć ci decyzji która jeszcze nie jest ostateczna ? -Zaśmiała się arogancko -Wybacz, że jestem wredna, ale nikt nie potrafił ci spokojnie przemówić do rozumu. Muszę spróbować inaczej do ciebie przemówić.
-Od prawdziwej przyjaciółki dostaniesz kopa w dupę, ale będziesz wiedzieć co robić -Powiedziałam łagodnie -Dziękuję Paula, że jesteś. Bez ciebie nie wiem co to by było. Muszę iść pozałatwiać parę spraw związanych ze ślubem. Mam plan. Tylko proszę cię, dopilnuj, żeby Marco tam był. O to was proszę, ciebie i Mitcha no i Daniela.
-Boję się, co wykombinujesz, ale ci ufam. -Powiedziała zadowolona.
-Odpoczywaj, ja uciekam -Rzuciłam wychodząc z sali, widziałam już jaki ma być ten ślub. Idealny, bajkowy i jeżeli wszystko wypali, bardzo romantyczny...
Cudo! <3
OdpowiedzUsuńNie może dojsc do tego slubu!
Ciekawe co wykombinowała.
Pozdrawiam :*
Ciekawe co to za plan!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że jednak Nadia i Marco będą razem...
Czekam na nn. Buziaki <3
Oby tylko za Niego nie wyszła!
OdpowiedzUsuńRozdział mega<33
Czekam na nn:)
Buziaki:**
http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
świetny! czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńnie! niech ona za niego nie wychodzi, przeciesz Reusa kocha...
OdpowiedzUsuńsuper jest ten blog szkoda że już koniec ;.;
OdpowiedzUsuńco to już przed ostatni?!
OdpowiedzUsuńNo jestem ciekawa co wymyśliła Nadia :D mam pewne podejżenia ale wszystko okaże się w następnym rozdziale. Buźka :*
OdpowiedzUsuń